Wreszcie świeci słońce. Mamy pełnię lata. Ogarnęła mnie nostalgia. Tęsknota za prawdziwymi wakacjami.
Dzieciństwo było beztroskie. opuszczaliśmy dom na całe lato. Najczęściej wakacje spędzaliśmy w Borzechowie, w domku nad jeziorem. Turlaliśmy się ze złocistej, piaskowej skarpy prosto do jeziora. Było cudownie, beztrosko. Skakaliśmy po drzewach, nieświadomie wdychając żywiczny zapach sosnowego lasu.
Zabawy w Indian bywały często niebezpieczne, ale jakoś wszyscy wychodziliśmy z nich cali.
Były też, pełne śmiechu i emocji nocne zabawy w podchody, i wyprawy kajakowe na wyspę, w poszukiwaniu skarbów.
Czasami samotnie wypływałam łódką na jezioro. Przeprawiałam się przez przesmyk na drugie jezioro, by swoją niezapowiedzianą wizytą sprawić przyjaciółce niespodziankę.
Zdarzało się, że na dzień lub dwa trzeba było wpaść do domu w mieście.
Już od progu pachniało świeżym koprem i kiszonymi ogórkami, które babcia skrzętnie przygotowywała. Największe wrażenie robił na mnie ogród. Bujnie kwitnące krzewy róż, wysokie malwy i soczyste śliwki renklody. To był prawdziwie rajski ogród, pełen barw i zapachów.
Jaka szkoda, że to dawno miniony czas. Ten ogród już nigdy nie wywoła takich emocji jak wtedy, gdy byłam Indianką.