środa, 12 grudnia 2012

Aniołek dobrych snów



akryl 13x18










W trakcie przygotowań do wystawy potrzebny jest czasami jakiś dystans. I właśnie wtedy powstają takie małe obrazki, na przykład z aniołkami.  A tak w ogóle zostałam sprowadzona na ziemię, bo przedwczoraj zadzwoniła do mnie teściowa z zapytaniem: "czy już masz zrobione zakupy i co ze Świętami?" :)



piątek, 7 grudnia 2012

Anioły Michała



Koniec listopada i grudzień, to dla mnie maraton wystawienniczy. Przepraszam wszystkich moich blogowych przyjaciół, że Was zaniedbuję. Nic nie piszę i nie odwiedzam Waszych niewątpliwie ciekawych blogów. Zakręciłam się jak ten słoik. Komputer omijam szerokim łukiem i biegam z pędzlem w dłoni.
Uf... Całe szczęście, że już się odbył wernisaż Michała, z którego fotki są tutaj. Mam w tym także swój udział, dzięki czemu anioły są kolorowe :) 






Czeka nas jeszcze wieszanie ogromnych aniołów na chórze w kościele, to też będzie swojego rodzaju wernisaż :) Do Świąt muszą zawisnąć, by zagrać na pasterce piękne polskie kolędy.
Zaraz po Świętach będzie  już tylko wernisaż wystawy moich obrazów, połączony z otwarciem naszej galerii. Dobrzy aniołowie pomóżcie mi! Może ktoś pomoże w sprzątaniu i urządzi Święta, bo w tym roku, sorry... ale chyba nie dam rady.

sobota, 10 listopada 2012

Pozdrowienia z Serengeti National Park







kocham dziką przyrodę
rośliny smagane ciepłym oddechem słońca
egzotyczne owady modlące się do odbicia bóstwa 
Chepri w połyskliwym pancerzu skarabeusza
siedząc w miękkim fotelu wysyłam greeting cards 
from Africa








środa, 31 października 2012

Malowany farbami szkliwnymi.


          Żałuję, że nie mam swojego pieca w którym mogłabym utrwalić to co namaluję na szkle. Farby szkliwne, żeby na stałe wtopić w szkło, wymagają bardzo wysokich temperatur i zwykły piekarnik niestety nie wystarczy.                                         Do zaprzyjaźnionej firmy, w której jest odpowiedni piec, mam 60 kilometrów. Piec jest duży i nie opłaca się wypalać w nim kilku małych kawałeczków szkła. Musiałam  uzbroić się w cierpliwość. Doczekałam się wreszcie i oto końcowy efekt mojej pracy.                                                                                                                                               


A tu pokazuję etapy projektowania



wtorek, 23 października 2012

Nowele Stefana Grabińskiego - ilustracje (9)





    Lecz czułem jego jeszcze obecność w powietrzu, była nieuchwytna, niezmiernie rozrzedzona, lecz mimo wszystko była
                                                                                                      ("Szary pokój")


środa, 17 października 2012

Nowele Stefana Grabińskiego - ilustracje (8)







- Przyznam ci się, że rzeczywiście już od dłuższego czasu dostrzegam dziwaczną zmianę w twoich ruchach. Mam wrażenie, że gesty, które wykonujesz, to nie te dawne, twoje, do jakich przywykłem, lecz jakieś obce, skądś przyjęte, jak gdyby ktoś drugi kierował niemi, usadowiwszy się w twem wnętrzu. Wyglądasz na aktora, który genialnie wżył się w cudzą mimikę.
- Rzecz szczególna.
I mimowolnie odwróciłem się ku lustru i przypatrywałem się sobie uważnie.

                                                                  ("W willi nad morzem")


niedziela, 14 października 2012

Nowele Stefana Grabińskiego - ilustracje (7)




Wraz z Ziemią i Słońcem dąży do linii eliptycznej ku jakiemuś nieznanemu punktowi...
                                                                                                             ("Demon ruchu")


poniedziałek, 8 października 2012

Nowele Stefana Grabińskiego - ilustracje (6)


                              

    ... przyczyną była stylizacja przypadku... a pan byłeś ostatnim, szczytowym punktem
                                                                                                            ("Po stycznej")          

czwartek, 4 października 2012

W mojej pracowni - narodziny nowej lampki.



To moja pracownia. Tutaj jestem rzemieślnikiem, który wykonuje witraże i lampy. Obrazy i projekty powstają w innym miejscu. Kilkanaście lat temu moja dawna sypialnia przeistoczyła się w pracownię witrażowniczą, gdzie jest pełno szkła i wielki bałagan - a to wszystko pośród zapachu chemicznych odczynników. 


Nie mam na zdjęciu etapu projektowania, bo któż myśli o takich sprawach w momencie tworzenia :) W ferworze pracy zapomniałam też o udokumentowaniu procesu cięcia i szlifowania szkła. Prawdopodobnie zapomniałabym także o całej reszcie, ale raptem w pracowni pojawił się mój Michaś z aparatem i natrzaskał pełno zdjęć.











A kiedy już owinęłam każdy kawałeczek szkła i wszystkie elementy lampki były gotowe do złożenia w całość - mogłam wreszcie w podskokach opuścić pracownię. Lutowanie nie należy do mnie, tym zajmuje się... wiadomo kto :) A że nie zrobiłam mu zdjęć w czasie jego pracy... no cóż... ktoś musi ugotować obiad,  posprzątać, wyrwać chwasty w ogrodzie itp :) 
Najbardziej lubię moment kiedy widać już efekt naszej wspólnej pracy.






czwartek, 20 września 2012

W odcieniach błękitu, zieleni i bieli





  Już jakiś czas temu lampa wisząca nad naszym stołem zmieniła właściciela. Teraz świeci radośnie w innym otoczeniu. Biała lampa z akcentami czerwieni dopełnia i uatrakcyjnia wystrój wnętrza w którym dominuje biel i czerwień.
 Nad naszym stołem zawisła już nowa lampa. Może komuś wpadnie w oko i zapragnie mieć unikatowy egzemplarz?



wtorek, 14 sierpnia 2012

Zielony księżyc.




No i... Verde luna.  Nie mogłam się oprzeć. Trafiłam przez przypadek i proszę... Może komuś też wpadnie w ucho ta melodia. Mnie się bardzo podoba :) 



wtorek, 24 lipca 2012

Kwitną róże, a w moim sercu żal . . .






Wreszcie świeci słońce. Mamy pełnię lata. Ogarnęła mnie nostalgia. Tęsknota za prawdziwymi wakacjami.


Dzieciństwo było beztroskie. opuszczaliśmy dom na całe lato. Najczęściej wakacje spędzaliśmy w Borzechowie, w domku nad jeziorem. Turlaliśmy się ze złocistej, piaskowej skarpy prosto do jeziora. Było cudownie, beztrosko. Skakaliśmy po drzewach, nieświadomie wdychając żywiczny zapach sosnowego lasu.
Zabawy w Indian bywały często niebezpieczne, ale jakoś wszyscy wychodziliśmy z nich cali.
Były też, pełne śmiechu i emocji nocne zabawy w podchody, i wyprawy kajakowe na wyspę, w poszukiwaniu skarbów.
Czasami samotnie wypływałam łódką na jezioro. Przeprawiałam się przez przesmyk na drugie jezioro, by swoją niezapowiedzianą wizytą sprawić przyjaciółce niespodziankę.


Zdarzało się, że na dzień lub dwa trzeba było wpaść do domu w mieście.
Już od progu pachniało świeżym koprem i kiszonymi ogórkami, które babcia skrzętnie przygotowywała. Największe wrażenie robił na mnie ogród. Bujnie kwitnące krzewy róż, wysokie malwy i soczyste śliwki renklody. To był prawdziwie rajski ogród, pełen barw i zapachów.
Jaka szkoda, że to dawno miniony czas. Ten ogród już nigdy nie wywoła takich emocji jak wtedy, gdy byłam Indianką.

wtorek, 10 lipca 2012

Witrażowo, kolorowo

Witrażowe szkło w połączeniu z przeźroczystym szkłem ornamentowym dało świetne efekty.
Przeszklenie na tarasie wprowadziło radosny nastrój, a przy okazji odizolowało od ciekawskich spojrzeń sąsiadów :)












czwartek, 7 czerwca 2012

Czerwień i zieleń

Poszukiwanie zależności kolorów i mieszanie barw. Kropla zieleni do czerwieni, i może jeszcze odrobina ugru i błękitu - powstaje obraz. Żywiczny zapach terpentyny przenika powietrze. Magiczny klimat. Moja radość tworzenia :)


Siłacz
Tańczący

Konik

niedziela, 20 maja 2012

Wernisaż w tawernie


Co tu dużo mówić - drzwiami i oknami nie waliły tłumy. Poniedziałek o  godzinie 17.00 to nie jest najlepszy czas na wernisaż. Niektórzy jeszcze w pracy lub na uczelni, ktoś tam statystował do filmu Wajdy, ktoś inny akurat miał ważne spotkanie, lub po prostu zwyczajnie stwierdził, że mu się nie chce zaraz po pracy gnać na gdańską starówkę. Jednak, chociaż kameralnie, było bardzo miło. Słowo wstępne wygłosił prof. UG dr hab. Feliks Tomaszewski. Mogę powiedzieć jedno: jeszcze nikt tak pięknie nie mówił o moim malarstwie. [...]Jej obrazy - myślę o cyklu aniołów - są kolorystycznie czyste, żywe, stonowane i - to prawda! - emanują ciepłem, spokojem, sentymentalnym figlem, niemalże chagall'owską tajemnicą i niemalże chagall'owską lekkością. Rysunek postaci jest uproszczony[...] Spojrzenia tych listonoszy z metafizycznych parków są nieobecne, dłonie znakują napięcie między modlitewną ekstazą a erotycznym - zażenowanym lekko - zachwyceniem, pochylenie głowy wskazuje na iluminacyjną pokorę albo otwiera przestrzeń marzenia sennego.[...] W obrazach Zosi - myślę o malowanych pejzażach - nie pada deszcz, ale i słonce jest ukryte, w tych obrazach przede wszystkim nie ma ludzi. Przez obrazy Zofii Sumczyńskiej - kolorystycznie - płynie czas, barwy odmierzają pory roku i znakują niemalże renesansową zgodę na przemijanie świata i przemijanie tego, który na to przemijanie patrzy. Zastanawia autorskie, artystyczne "łamanie" powierzchni, kolorystyczne "zakładkowanie" pochwyconej pędzlem rzeczywistości. Zapewne jest to swoistego rodzaju podpis Zofii Sumczyńskiej, znak wydeptanej w artystycznym lesie ścieżki. Tak jakby próbowała - uchylając pionowe, kolorystyczne żaluzje odsłaniające świat - dotrzeć do istoty postrzeganych zjawisk, tak jakby próbowała  w inny jeszcze sposób złamać dwuwymiarowość malarskiej płaszczyzny. A być może jest tak (przecież w jednym z kościołów w Nowym Dworze znajdziemy ogromny witraż jej autorstwa), że - sprowadzony do dosyć czytelnych, uproszczonych znaków - świat w obrazach artystki uobecnia się tak, jak uobecnia się światło w kawałku szlachetnie ciętego szkła. Więc popatrzmy.